Nie milkną echa dopiero co zakończonego Festiwalu w Krakowie.
Nasza redakcja w poniedziałek nad ranem otrzymała anonim, podpisany przez Dziada Borowego. Anonimami brzydzimy się tak, że cytujemy go poniżej:
Natychmiast wdrożyliśmy dziennikarskie śledztwo. Faktycznie w czasie festiwalu było emitowane zaproszenie do konsumpcji:
Piotr Pustelnik w sobotę był obecny, przechadzał się wśród stoisk, wyglądał na spokojnego i wyluzowanego. Około godziny 18:00 przeprosił znajomych i pod pretekstem odbycia treningu biegowego wyszedł z terenu Uniwersytetu Ekonomicznego.
Świadkowie ponownie zauważyli go po godzinie 22:00 w klubie „Drukarnia” na Podgórzu, gdzie bawiła się część gości festiwalowych. Pustelnik był zadowolony, ktoś zauważył, że oblizywał się ze smakiem.
Co robił przez 4 godziny? wg planu treningowego miał do przebiegnięcia dystans 10km. Przy jego poziomie wytrenowania mogło mu to zająć maksymalnie 35 minut, z prysznicem – 45. Co robił więc przez koleje trzy godziny i 15 minut?!?
Gorączkowo poszukujemy jakiegoś tropu, nitki, punktu początkowego. Rozmawiamy z przyjacielem Pustelnika, mieszkańcem małej wioski na Dolnym Śląsku, Piotrem Zbigniewiczem. Długo opowiada o wspólnych wyprawach, wyjazdach, projektach, pokazuje filmy. Czujemy, że nie mówi wszystkiego. z jednej z książek wypada zdjęcie, które Zbigniewicz natychmiast chowa i próbuję całą sytuację zagadać – „może wina?” – proponuje. Skwapliwie się zgadzamy, i w czasie kiedy on wychodzi do piwniczki, wyszarpujemy owe skrzętnie schowane zdjęcie. Robimy fotografie komórką i po chwili pośpiesznie się żegnamy.
Mimo, że na zdjęciu widać tylko efekty chuligańskiego niszczenia nośników reklamowych czujemy że to zdjęcie może być kluczem do rozwiązania zagadki. Próbujemy się skontaktować z producentem balsamu – firmą „AA”. Wyszukiwarka wypluwa nam tylko kolejne adresy klubów Anonimowych Alkoholików. Wszystko staje się co raz bardziej zagmatwane. Co wydarzyło się tamtej nocy?
Znajdujemy adres, jedziemy do Łodzi, do jego domu. Teoretycznie w centrum, ale to stara samotna kamienica wśród ruin dawnych fabryk bawełnianych. Zmierzcha, gdy pukamy do drzwi. Nagle słyszymy furkot tuż nad głową i włosy stają nam dęba, a serce zatrzymuje się na chwilę. Nie, to tylko jakieś ptaszystko przestraszone naszą obecnością wyleciało z załomu na wpół zrujnowanego domostwa. Wreszcie słychać kroki i z przeraźliwym skrzypieniem otwierają się drzwi. W nasze nozdrza uderza fala kuchennego zapachu z dominującą czosnkową nutą. Na progu staje piękna, młoda niewiasta, nieco blada, z masywnym srebrnym naszyjnikiem. Owal twarzy podkreślają srebrne kolczyki. Ciemne, głęboko osadzone oczy zadają nieme pytanie czego chcemy. – „Czy zastaliśmy Piotra Pustelnika?” wykrztuszamy. – „męża nie ma. On lubi być sam” – informuje beznamiętnie. I dodaje już od siebie – „kiedyś w górach, teraz biega” – po czym zatrzaskuje drzwi przed nosem. Dalsze pukania nie przynoszą już rezultatów.
Wracamy z niczym. Poszukiwania uczestniczki lub uczestnika kolacji również utknęły w martwym (sic!) punkcie. Nie wiemy czy doszło do konsumpcji. Organizator nabrał wody. I kim w tej całej historii jest Dziad Borowy? Prosimy czytelników o pomoc w rozwiązaniu tej mrożącej KREW w żyłach historii! Nasz adres: kontakt@spinanie.pl